poniedziałek, 13 maja 2019

2019.05.11 - IV Silesian Highland Marathon

Witajcie drogie Dziki,

Sezon biegowy w pełni, zatem zapraszam do relacji z kolejnego wydarzenia biegowego, jakie odbyło się, już po raz czwarty, w Nowej Wsi. SHM, bo o nim mowa, promowany jest przez organizatorów jako bieg przełajowy o charakterze górskim. Trasy poszczególnych dystansów, czyli 11km, 22km i koronne 44km poprowadzone są bezdrożami malowniczej Wyżyny Śląskiej.


Przydarza mi się zaszczyt startowania po raz trzeci w tej wspaniałej imprezie. Poprzednio biegałem najkrótszy dystans, w tym roku decyduję się na półmaraton. Do startu podchodzę bez określonego celu, na zupełnym luzie, jedyne, co zakładam to pozytywne emocje i dobrą zabawę. 


Najwcześniej startuje maraton, później 11km, a na końcu mój dystans. Jest to dość dobrze przemyślane pod względem czasowym, ponieważ trasy biegów pokrywają się częściowo ze sobą. Ogólnie odnoszę wrażenie, że organizacja biegu stoi na bardzo wysokim poziomie, widać starania i pracę w na prawdę najdrobniejszych szczegółach, do jakich należy np. pojawienie się w tym roku "firmowej" taśmy z logo zawodów, użytej do znakowania trasy. Pakiet startowy zawiera bardzo dobrej jakości koszulkę z pięknym motywem nawiązującym do oprawy graficznej biegu. Nagrody są hojne, a cały przebieg imprezy nie daje najmniejszego poczucia improwizacji.

 

Rozgrzewka, odprawa techniczna i punktualny start, ruszam spokojnie, bez spiny, trasa początkowo pokrywa się z trasą biegu na 11km z lat poprzednich, dlatego łatwo mi rozłożyć siły w taki sposób żeby czerpać z tego najwięcej przyjemności. Pogoda słoneczna, minimalnie za gorąco, ale tylko we fragmentach, które wiodą poza lasem. Piękne widoki oraz cykliczne podbiegi i zbiegi nie pozwalają nawet na odrobinę nudy i rutyny. Jedynie krótkie, świetnie zabezpieczone segmenty asfaltowe trochę wyłamują się z przełajowej konwencji.


Druga połowa trasy jest zdecydowanie bardziej wymagającą, mam wrażenie, że znaczną większość przewyższenia wydeptuję się właśnie w tej części biegu. Moje tempo znacząco siada, już wiem, że nie mam szans zbliżyć się do rezultatu z przed roku, ale tez nie taki był plan. Dodatkowo przez swoją nieuwagę dwa razy gubię trasę, fundując sobie tym samym dwa dodatkowe podbiegi oraz kilkaset metrów czystej frajdy ekstra. Na trasie naliczyłem chyba cztery punkty z wodą, z których tym razem chętnie korzystam. Na metę wlatuje w dobrym nastroju, odbieram piękny, pamiątkowy medal oraz gratulacje od mojej czcigodnej małżonki Anny.


Po biegu szybka wymiana wniosków ze znajomymi z grupy, Rafałem i Mariuszem (szacun panowie), którzy wybiegali bardzo ładne rezultaty oraz degustacja pysznego, domowego spaghetti. Niestety z braku czasu, musieliśmy się tuż po posiłku ewakuować z Nowej Wsi nie czekając na finisz maratonu i ceremonie dekoracji zwycięzców. Podsumowując w jednym zdaniu, bieg bardzo udany, nogi bolą intensywnie, a morda się cieszy od ucha do ucha. Jeśli zdrowie pozwoli bankowo wracam na SHM za rok. 


Pozdr.,
Maciek

środa, 8 maja 2019

2019.04.27 - XXIX Wioesenny Festiwal Biegowy - Bieg na Grojec

Witajcie drogie Dziki,

Podobnie jak w zeszłym, tak i w tym roku postanowiłem wziąć udział w Biegu przełajowym na Grojec organizowanym przez MOSiR Żywiec. Impreza ta jest bliska memu sercu, ponieważ w Żywcu, a w zasadzie niemalże pod samym Grojcem mieszkali moi, nieżyjący już niestety od wielu lat, dziadkowie. Prawie wszystkie wakacje dzieciństwa spędzaliśmy z bratem u babci i dziadka właśnie w Żywcu. Beztroski czas wypełniały nam wtedy niezliczone zabawy z kumplami, spływy na materacach rzeką Sołą i Leśnianką oraz wyprawy na górujący nad Żywcem szczyt - Grojec.


Dodatkową motywacją do wzięcia udziału w biegu jest okazja do spotkania z grupowym kolegą Tomkiem i uroczystego wręczenia mu w flaszki Ataku Chmielu, jako wygranej w konkursie, który kiedyś ogłosiłem na naszej grupie.


Grojec to niewielki masyw składający się z trzech wierzchołków, z czego najwyższy ma wysokość 612 metrów n.p.m. Ciekawostką historyczną, są wykopane w tym miejscu przez archeologów ślady działalności ludzkiej, datowane na okres z przed naszej ery. Kolejne stulecia odsłaniają pozostałości po istniejących onegdaj na szczycie warowniach oraz zamkach. Natomiast na Średnim Grojcu (474m n.p m.), obecnie wznosi się okazały krzyż papieski upamiętniający wizytę Jana Pawła II w Żywcu w maju 1995 roku. Na wschodnim stoku najmniejszego wzniesienia masywu, Małego Grojca, poprowadzony jest, obecnie nieczynny, narciarski wyciąg orczykowy, mający swoją dolną stację tuż obok amfiteatru, który równocześnie jest siedzibą biura naszych dzisiejszych zawodów biegowych. 


Dopełniając opis masywu warto dodać, że poprowadzono przez niego około 6km, żółty szlak turystyczny, mający początek niedaleko żywieckiego rynku, a kończący się przy browarze w dzielnicy Zabłocie. Z najwyższego szczytu w pogodny dzień można podziwiać panoramę Beskidu Żywieckiego, Beskidu Śląskiego oraz Beskidu Małego.


Ponury poranek wita mnie deszczem, niestety nie mam dziś towarzystwa i do Żywca przybijam samotnie przed godziną 9:00. Na domiar złego otrzymuje od Tomka wiadomość, w której dominuje wahanie i rezygnacja z powodu niezbyt biegowej pogody... Odpowiadam mu na szybko cykniętym zdjęciem jego trofeum, co przynosi natychmiastowy skutek. Po kilkunastu minutach, poświęconych na odebranie pakietu oraz śniadanie, spotykam mojego kompana w niedoli. Zamieniamy kilka słów, przebieramy się w bardziej adekwatne do biegania ciuszki, a także wymieniamy się podarunkami. W zamian za wspomniany flagowy wyrób z Pinty, otrzymuje od Tomka zajebistą szklankę typu IPA-glass sygnowaną logotypem browaru żywieckiego. Dzięki wielkie!


Start biegu zorganizowany jest, dokładnie jak w ubiegłym roku, około kilometra od amfiteatru, przy moście na rzece Koszarawa, po wschodniej stronie Grojca w kierunku dzielnicy Sporysz. Patrząc na zgromadzonych, chyba trochę mniej licznie niż w zeszłym roku, zawodników i zawodniczek, ciężko mi dopatrzeć się amatorów. Otaczają mnie same świetnie zbudowane, wysportowane sylwetki, wszechobecne logotypy klubów sportowych na koszulkach i innych częściach garderoby. Zaczynam rozumieć powagę sytuacji w której się znalazłem. Zaczynam rozumieć, że nie za bardzo pasuję do tej ekipy i że deszcz powinien mnie odstraszyć bardziej skutecznie. Skoro już o pogodzie mowa, to z chwilą startu, opady znikają w magiczny sposób, a warunki do biegania robią się wręcz idealne. Zatem nie ma zmiłuj, skoro wlazłem między wrony, muszę krakać jak i one... :D


Pierwszy kilometr to maksymalna dzida asfaltem w tłumie, lekko w dół... Próbuję się ogarnąć, odnaleźć w sytuacji, staram się utrzymać tempo w okolicy 4:30. Kolejny kilometr to już las, bardzo stroma błotnista ścianka prowadząca na Mały Grojec, tempo siada kompletnie, ale udaje mi się wdrapać bez użycia rąk. Następnie epicka, nieco zatłoczona, leśna, wąska sekwencja małych podbiegów i zbiegów, po której osiągam szczyt, a następie wybiegam na widokowy grzbiet kierujący w stronę szczytu z krzyżem, który trawersuje jego wschodnim, nieco zalesionym stokiem. Kolejne kilometry, to już cały czas niezbyt stromy podbieg, który na kilkaset metrów przed szczytem zamienia się w bardzo stromą błotnistą ściankę na której wszystkie style wspinaczkowe, włączając dendro-asekurację z rosnących drzew i krzewów, są dozwolone i wykorzystywane. Po przebiegniętych ok 5km wpadam na metę w świetnym nastroju i jak się po chwili okazuję jednak nie ostatni. Ponownie spotykam Tomka i po zbiciu piątek i kilku pamiątkowych fotkach, postanawiamy nieśpiesznie zbiegnąć do amfiteatru. Po drodze zahaczamy o pominięty podczas zawodów Średni Grojec, odwiedzając monumentalny, wspomniany wcześniej krzyż. 


Po osiągnięciu parkingu i przebraniu w cieplejsze fatałaszki, w wyśmienitych nastrojach udajemy się na zasłużone hamburgery, które to nabywamy drogą kupna w jednym, ze zgromadzonych nieopodal amfiteatru, food-truck'u. Oprócz typowo jedzeniowych przybytków, zaszczytne miejsce zajmują również stragany znanych, rodzimych browarów kraftowych, co oczywiście nie uchodzi uwadze takim beer-geek'om jak my:)


Na koniec pobytu w Żywcu udaje nam się zerknąć na rozwieszone wyniki, które przynoszą kolejną miłą niespodziankę, okazuje się bowiem, że udało mi się poprawić zeszłoroczny czas o ponad 2 minuty. Do domu wracam w poczuciu fajnie i aktywnie spędzonych kilku godzin. Bardzo sympatyczne spotkanie z Tomkiem, dobra atmosfera i organizacja, a także ostatecznie łaskawa aura sprawiają, że zaliczam tą imprezę i czas na niej spędzony do bardzo udanych i na pewno będę starał się uczestniczyć w kolejnej edycji tych zawodów w przyszłym roku.


Pozdro,
Maciek.