niedziela, 10 marca 2019

2019.03.09 - 6 Górska Pętla UBS 12:12

Witajcie drogie Dziki,

Start w tegorocznej edycji Górskiej Pętli organizowanej przez Ultra Beskid Sport planowałem od zeszłego roku. Po zaliczonych w 2018 półmaratonach: Chudym Wawrzyńcu i Piekle Czantorii, Górska Pętla z minimum zaliczonymi dwoma okrążeniami miała stanowić kolejny kamień milowy na mojej wyboistej drodze przełajowych biegów górskich. Starałem się utrzymywać w miarę dobrą, jak na mnie kondycję, trochę trenować, nie przesadzać z alko, jedzeniem oraz kochać małżonkę. Wszystkie te, karkołomne zabiegi i mordercze wyrzeczenia, o czym wspominałem już w poprzednim wpisie, zostały poważnie zachwiane, przez tajemniczą, grypopodobną, chorobę która toczy moje stare ciało już od kilku tygodni. Mimo radykalnych starań stosowania niezwykle skutecznej terapii chmielowo-słodowej, wirus nie dał za wygraną, nad marcowym startem w Pętli zawisł wielki, złowrogi, czerwony, migoczący znak zapytania....


Sobota, godzina 8:30, niestrudzona Renata, nakarmiona wysokiej jakości olejem napędowym z pobliskiego BP, rozpoczyna kolejny raz kurs w kierunku Brennej. Na pokładzie znana już ekipa, czyli Zosia "Najlepsza wspinakerka", moja czcigodna małżonka Anna, która pilnuje Renatowych sterów oraz ja w w trakcie śniadania, którego z powodu swojego bałaganiarstwa nie zdążyłem ogarnąć zanim wyszedłem z domu.


Ze sporym zapasem czasu, bo o 10:20 sadzamy Renię na parkingu pod hotelem Kotarz, który jest jednym z partnerów biegu. Spotykamy się z reszta ekipy, moim bratem Markiem, Beatą i Zuzą oraz Patrycją i Basią. W międzyczasie sprawnie pobieramy pakiety startowe w biurze zawodów zlokalizowanym w hotelowej restauracji. Po herbatce w miłym towarzystwie, przebieramy się w bardziej biegowe stylizacje (chyba nigdy mentalnie nie oswoję się z leginsami;). Nawiązując jeszcze do tematu fatałaszków i sprzętu już dzień wcześniej zauważyłem, że moje 5-cio miesięczne buty okres świetności mają już za sobą, a właściwie to nadają się już tylko do hasioka (utylizacji), historia powtarza się  podczas inspekcji skarpet, w końcu wybieram jeszcze żyjące podkolanówki CompresSport'a. W ramach szybkiej akcji serwisowej, zalepiam zapiętki srebrną taśmą teflonową, co wygląda na prawdę "pro" i sprawia obiecujące wrażenie;)


Punktualnie z planem organizatora odbywa się odprawa przedstartowa, na której dostajemy garść ważnych informacji, niestety z przejęcia zapominam wyłączyć muzykę w słuchawkach i nie za wiele z tych wiadomości do mnie dociera. Ustawiamy się na starcie i dokładnie o godzinie 12:12 startujemy.

 

Pierwsze 2 km to delikatny asfaltowy podbieg, najpierw wzdłuż Brennicy, następnie przez most i dalej wgłąb doliny Hołcyny w sam raz na rozgrzewkę. Kilkaset metrów za jeziorkiem kończymy z asfaltem i zaczynamy ostry podbieg w kierunku Hali Jaworowej. Początkowo mokra, błotnista ścieżka po kilku kilometrach zmienia się w na wpół zmrożony, wpół sypki śnieżny dukt, na którym grubość pokrywy sięga kolan. Samo podejście na halę wykonujemy gęsiego korzystając z wcześniej założonego śladu.

 

Następnie szybki ale techniczny trawers Kotarzu, a potem zaśnieżony zbieg i kolejno podbieg na Grabową. W Chacie Grabowa czeka na nas pyszny punkt żywieniowy. Po szybkim opierdzielniu różnych gatunków czekolady i popchaniu jej colą, kontynuuję przygodę w kierunku Starego Gronia, a następnie Horzelicy. Na tym odcinku oprócz strumyków, zwałów błota, różnej postaci głębokiego śniegu oraz wiatrołomów dochodzą konkretnej wielkości kałuże, których omijanie dostarcza nie lada frajdy. Kolejne kilometry to już zbieg do Brennej i zamknięcie pętli przy hotelu.


Nie tyle zmęczony, co zniechęcony warunkami, podejmuję jednak decyzję o wejściu na drugą pętle. Egzekucję swojej niezbyt rozsądnej decyzji poprzedzam popasem na niesamowicie dobrze zaopatrzonym punkcie żywieniowym zlokalizowanym w hotelowej grill-altanie. Mimo stwierdzonej pustki śródczaszkowej, trudno mi zmusić psychikę do powtórnego biegania. Z czasem i każdym kolejnym kilometrem jest mi coraz łatwiej. Mniejsze obłożenie, niższa temperatura i lepiej rozbiegana ścieżka, a także zaaplikowane węglowodany sprawiają, że zaczyna mi się biedz przyjemnie. Tempo słabe, ale samopoczucie dobre, jedyne, co zaczyna mnie konkretnie martwić od 25km to coraz bardziej obtarta prawa pięta. Kiedy ból staje się niepokojący, postanawiam się zatrzymać i ocenić straty. Po rozpięciu stup-tuta okazuję się, że teflonowa taśma magicznie zniknęła, tylna część skarpetki nie istnieje, miękka wyściółka zapiętka buta poszła pobiegać inną trasą i już jej nie ma z nami. Postanawiam naciągnąć to co zostało z podkolanówki tak wysoko jak się da i kontynuować. Euforia i endorfiny sprawiają, że tłumie dyskomfort głęboko poza świadomością, na zbiegach mogę odciążyć piętę, co pozwala w świetnym nastroju ukończyć drugie okrążenie.


Lekko wyziębiony z zakrwawioną nogą, zgłaszam sędziemu, że na mnie już pora. Założony plan został wykonany! Może nie jest to jakieś osiągnięcie, ale jestem z siebie zadowolony. Wiem, że zawiódł sprzęt, a nie moja, obniżona infekcją wydolność, czy też słaba psychika. Po biegu czeka mnie nagroda w postaci kolacji na mecie. Dostępne menu zawstydziłoby nie jedną restaurację. Z napojów jest wszystko, piwo (Wrężel), izotoniki, kola, herbata, kawa, natomiast jedzenia nie warto wymieniać, bo lista zdominowała by rozmiar tego wpisu. Wspomnę tylko o grillowanych bananach w czekoladzie, krupniokach, spaghetti, gofrach, czy naleśnikach. Po wszystkim miałem wrażenie, że bieg był tylko dodatkiem do poczęstunku:)

 

Całą imprezę podsumowuje bardzo pozytywnie. Świetna, profesjonalna organizacja - dziękuje UBS - jesteście the best! Znana z innych biegów i treningów trasa, w nowej bardzo technicznej, wymagającej odsłonie. Doborowe towarzystwo, które zapewniło świetną zabawę, ale też, które stymulowało do rywalizacji w rozsądnym, koleżeńskim zakresie. W tym miejscu chciałem podziękować Pati i Markowi, z którymi miałem przyjemność przetoczyć swój zad po tej trasie niejednokrotnie, zarówno podczas tych zawodów, jak i wcześniejszych treningów - uwielbiam WAS! Na zakończenie tego wpisu, w ramach ciekawostki humorystycznej, chciałem podzielić się mailem jaki otrzymałem godzinę po biegu od serwisu Strava :)



Pozdr.,
Maciek

p.s. Post testowo większą czcionką, jako reakcja na feedback od Was...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz