niedziela, 2 grudnia 2018

2018.12.01 - Porachunki ze Śpiącym Rycerzem na nielegalu...

Witajcie drogie Dziki,

Z tytułowym Śpiącym Rycerzem porachunki miałem od zeszłej zimy, kiedy to pierwszego dnia marca tego roku schodząc z Kondrackiej Kopy odpuściłem sobie 30 minut podejścia na Giewont z Kondrackiej Przełęczy. Pogoda wtedy była doskonała, warunki śniegowe wręcz perfekcyjne. Postanowiłem, że muszę zimą wrócić w Tatry Zachodnie i rozwiązać, problem, który leży mi na wątrobie.

Na okazje nie czekam dość długo, wykorzystuje pierwszą grudniową sobotę. O godzinie 4:30 podjeżdżam pod biuro w Katowicach, gdzie dołączają do mnie Basia i Tomek, bardzo sympatyczne małżeństwo o bogatym dorobku turystycznym i górskim. Droga mija spokojnie, bez problemów. Moją wysłużoną betę sadzamy na dobrze znanym już z poprzednich wycieczek parkingu w Kuźnicach, na zegarku wyświetla się godzina siódma rano, termometr pokazuje 15 stopni Celsjusza poniżej zera. Ubieramy się, zakładamy plecaki i już po chwili ładujemy w kierunku dolnej stacji kolejki na Kasprowy Wierch.


Po kilkudziesięciu minutach docieramy na Kalatówki, niestety mieszczący się tam Hotel górski PTTK Kalatówki jest zamknięty, zatem nasze plany realizacji porannej WC - potrzeby musimy odłożyć na później. Śniegu coraz więcej, pogoda piękna zmartwień dostarczają mi jedynie pojawiające się coraz częściej na szlaku bardzo śliskie, mokre wapienne skały, na których nasze vibramy trzymają dokładnie tak samo jak na lodowisku. Najbardziej śliskie okazują się skały o czarnej barwie, Tomek żartobliwie określa je mianem "czarnego tatrzańskiego mydła". Północne stoki Tatr zachodnich, odmiennie od granitowego, głównego trzonu Tatr Wysokich, mają budowę geologiczną opartą o skały osadowe takie jak wapienie, które charakteryzują się o wiele mniejszym "trzymaniem", przez co są znacznie bardziej, niż granit, wymagające pod względem wspinaczkowym.



Kilka minut po godzinie ósmej dochodzimy na Halę Kondratową, na której znajduje się jedno z moich bardziej ulubionych tatrzańskich schronisk PTTK. Długo wyczekana przerwa na toaletę i śniadanie. Około 9:00 ruszamy ponownie na szlak i zaczynamy podejście wiodące przez Dolinę Małego Szerokiego na Kondracką Przełęcz, na której meldujemy się po kolejnych 45 minutach. Na przełęczy karmimy nasze oczy przepięknymi widokami, jasne staje się, że południowa strona Rycerza w zasadzie pozbawiona jest śniegu. Powoli zaczyna docierać do nas rzeczywistość, której obawialiśmy się od rana, czyli konieczność podchodzenia szczytu w terenie zbudowanym z mieszanki mokrych, wyślizganych wapieni - "tatrzańskiego mydła" często pokrytego lodowymi łatami, czyli tak zwaną glazurą. Pozytywnym aspektem tej sytuacji jest fakt, że tylko nasz zespół decyduje się na taką przyjemność, dlatego raczej nie grożą nam sławne korki i zatory, a Giewonta mamy tylko dla siebie.





Podejście na szczyt wiodące przez Wyżnią Kondracką Przełęcz zajmuje nam około 20 minut oczywiście, jak na prawdziwych turystów przystało gubimy szlak i przez moment podchodzimy wierzchołek "na dziko". Na szczycie spędzamy chwilę, robimy zdjęcia, cieszymy się pogodą oraz zapierającymi dech widokami. Nie chcąc już ryzykować poślizgnięcia, na okoliczność zejścia dobywamy raki i czekany.






Chwilę po godzinie 11:00 meldujemy się na Wyżnej Przełęczy Kondrackiej. Nasze niezbyt zgrabne zejście obserwują z uwagą kozice, dzięki czemu po raz kolejny mam okazje na uchwycenie tych miłych zwierzątek w swoim obiektywie. Od tego momentu zaczynamy nielegalną część wycieczki, bowiem szlak na odcinku do Przełęczy w Grzybowcu, decyzją TPN jest zamykany na okres zimy. Co ciekawe właśnie na tym odcinku zaczynamy spotykać większe ilości ludzi tego dnia. Do doliny Strążyskiej dochodzimy na chwile przed godziną 13:00. 






Na Polanie Strążyskiej robimy chwile przerwy na herbatę przy herbaciarni. Zapytany przez napotkanego, kilkuletniego adepta turystyki, o celowość noszenia "takiej siekiery" przy plecaku, pokrótce objaśniam górskie zastosowanie dziabki turystycznej.



Ruszamy dalej i po kolejnych 30 minutach dochodzimy do Czerwonej Przełęczy, gdzie na chwile zbaczamy ze Ścieżki nad Reglami, by podejść, dawno nie odwiedzaną przeze mnie Sarnia Skałę, z której przy odpowiedniej pogodzie rozpościera się piękny widok na niesławną północną ścianę Rycerza oraz panoramę Zakopanego.



Do Kuźnic wracamy około godziny 15:00, niestety nasz plan zjedzenia obiadu spala na panewce, gdyż na drzwiach Zajazdu Górskiego odnajdujemy kartonik z napisem: nieczynne! Bezpośrednio z dolnej stacji kolejki udajemy się na parking do samochodu, by po chwili pakowania i uiszczeniu opłaty w kwocie 25zł wyjechać w stronę Katowic.


Wycieczka w zajęła nam nieco ponad 6 i pół godziny, w czasie których przebyliśmy niecałe 20 kilometrów i ponad 1400 metrów przewyższenia. Czy porachunki z Rycerzem się udały? Z jednej strony tak, ponieważ pogoda, towarzystwo i widoki dopisały. Giewont nie jest wymagającym szczytem, ale śliska, pokryta lodem wapienna skała urozmaiciła nieco podejście i dodała trochę pikanterii do tego, co zazwyczaj oferuje. Fakt posiadania tylko dla siebie, niemalże zawsze zatłoczonej i permanentnie zakorkowanej góry bardzo podniósł walory estetyczne całej wycieczki. Z drugiej strony czuję lekki niedosyt i zapewne wrócę na Śpiącego Rycerza w typowo zimowym wydaniu, udekorowanym grubą śnieżną otuliną. 

Tradycyjnie zapraszam do galerii zdjęć:

Pozdrawiam,
Maciek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz