piątek, 4 stycznia 2019

2018.12.28 - Zemsta Śpiącego Rycerza

Witajcie drogie Dziki,

W relacji z ostatniej wycieczki na Giewont opisywałem pewien niedosyt, spowodowany zbyt małą ilością śniegu napotkaną na tej sympatycznej górze, dominującej zakopiańską panoramę. Na wątrobie leżał mi również fakt, że wycieczka odbyła się 1 dnia grudnia, a zatem przed formalnym rozpoczęciem zimowej pory roku. We wspomnianym poście złożyłem deklarację powrotu zimą w masyw Giewontu, a okazja na kolejną konfrontacje z Rycerzem nadarzyła się szybko. Jak interesujący i ciekawy miała przebieg postaram się opisać w dalszych akapitach tego wpisu... zapraszam!

Dnia 27 grudnia, razem z czcigodną małżonką Anną przybywamy do Kościeliska celem corocznego, około-sylwestrowego spotkania naszych znajomych oraz wykorzystania przerwy świątecznej na chwile odpoczynku i oderwania się od codziennej rutyny. Mówiąc wprost i bez ogródek spotykamy się co roku by ostro przybalecić, ale tym razem miało być inaczej, z tyłu głowy kiełkował mi zgoła odmienny plan, plan zemsty, plan odwetu i ostatecznego rozwiązania wszystkich moich dylematów związanych z zimowym Giewontem.

Podczas powitalnej, wieczornej imprezy staram się oszczędzać, nic sobie nie obiecuje, prognoza pogody wygląda słabo, wprawdzie utrzymuje się drugi stopień lawinowy, ale bardzo niski pułap chmur silny wiatr i przejściowy opad deszczu na poziomie doliny przechodzący w śnieg, a następnie w zamieć na poziomie przełęczy i powyżej.


Późnym rankiem, bo tuż przed 9:00, decyduję, w obawie o podwyższenie stopnia lawinowego w dniach kolejnych, że mimo słabej prognozy odpalamy wycieczkę. Szybkie śniadanko i tuż po godzinie 11:00, razem z czcigodną Anną meldujemy się na bramce TPN w Kuźnicach. Śniegu znacznie więcej niż ostatnim razem, ale idzie się przyjemnie ścieżka dokładnie przedeptana. Otuchy dodaje fakt, że spotykamy kilku podobnych do nas frików, którzy mimo zerowych szans na widoki postanowili pospacerować po górach. Szybko dochodzimy do Kalatówek tym razem zdecydowanie w narciarskim anturażu, a następnie rozpoczynamy lajtowe podejście na Halę Kondratową.


Dochodząc na Halę, oceniam pozytywnie szanse kontynuowania dalszego spaceru, natomiast Ania postanawia zostać w schronisku i korzystając z uroków miejscowego bufetu, profesjonalnie zabezpieczać tyły naszej pożal się Boże ekspedycji. Bez chwili zwłoki kontynuuję podejście niebieskim szlakiem, poprzez Dolinę Małego Szerokiego w kierunku Kondrackiej Przełęczy. Z każdą minutą drastycznie przybywa śniegu. Temperatura spada, zmniejsza się widoczność, ale mimo tego udaje mi się wypatrzeć stadko czterech kozic sprawnie penetrujących stromy żleb pobliskiego zbocza. Postanawiam zatrzymać się na chwile i poobserwować niecodzienny spektakl, zakładam kurtkę puchową, raki i dobywam dziabkę z plecaka. W międzyczasie dochodzi do mnie zespół złożony z trzech spoko kolegów, zamieniamy kilka słów, a następnie dochodzimy do wniosku, że dobrym pomysłem będzie wspólne pokonywanie kolejnych etapów podejścia.


Śniegu z każdym pokonanym metrem robi się coraz więcej, brniemy po pas, torując. Kilkukrotnie wycofujemy się i próbujemy atakować zbocze pod innym kątem, by w końcu osiągnąć Kondracką Przełęcz. Na grzbiecie przestajemy być chronieni od wiatru, pogoda w ciągu sekundy zmienia się diametralnie. Widoczność spada do ok 10m, wieje silny, porywisty wiatr, a nasze ciała smaga nieustanny rój bardzo drobnych, rozpędzonych, kujących lodowych igieł. 


Po kilku minutach i kilku łykach ciepłej herbaty aklimatyzujemy się do nowej sytuacji i postanawiamy kontynuować podejście w kierunku Wyżniej Kondrackiej Przełęczy. Dzięki odbytej z początkiem miesiąca wycieczce i prawie zawianym śladom poprzedników odnajduję właściwą drogę. Podejście jest łatwe, poprzeplatane kilkukrotnym wpadaniem w puste szczeliny powstałe pod świeżo zasypanymi koronami kosówek. Moi nowo poznani towarzysze dzielnie podążają kilka minut za mną i około godziny 13:30 cały zespól melduje się na Wyżniej Przełęczy.


Przystępujemy do kluczowego ataku na kopułkę szczytową Rycerza. Strome zbocza pokrywa gruba warstwa puchu. Miejscami czekan ślizga się po skale, podejście nie jest wymagające, ale dość czujne. W pewnym momencie, po przebyciu kilku miejsc, w osuwającym się śniegu szczelnie osłaniającym litą skałę, w których trzeba chwile się zastanowić nad znalezieniem, odpowiedniej kombinacji punktów podparcia, zauważam sekwencję łańcuchów, które radykalnie kładą kres moim nieudolnym próbom wspinaczkowym. Na szczyt dochodzimy około godziny 13:45, niestety widoczność nadal nie sprzyja, ledwo zauważam krzyż i gdyby nie dwaj napotkani turyści, była by spora szansa na przegapienie wierzchołka i dość ekspresowe, terminalne zejście północną ścianą w kierunku Zakopanego:D 


Moi nowi koledzy świętują zdobycie wierzchołka, ja natomiast przypominam sobie, że deklarowałem Annie powrót do schroniska w okolicy godziny 14:00. Zdając sobie sprawę z faktu, że nie jestem wstanie dotrzymać mojej obietnicy, postanawiam schodzić i minimalizować opóźnienie. Zejście przebiega dość sprawnie, wracam dokładnie po swoim śladzie. Droga na Halę Kondratową jest znacznie bardziej przetarta, co pozwala na sprawne przemieszczanie się. Gdy teren robi się mniej strony, ściągam raki, ciepłą kurtkę chowam do plecaka i resztę szlaku do schroniska pokonuję truchtem. Przed godziną 15:00 spotykam się z małżonką i resztę drogi do Kuźnic pokonujemy wspólnie w romantycznej atmosferze zimowego, tatrzańskiego zachodu słońca. 


Podsumowując, wycieczka zajęła nam trochę ponad 5 godzin, w czasie których padło ponad 15km w poziomie i ponad 1000m podejścia. Czy było warto? Zapewne było warto, czas poświęcony na wycieczkę klasyfikuję jako rewelacyjną formę rekreacji, dodatkowo, dzięki wymagającej pogodzie nauczyłem się wielu nowych rzeczy oraz wyniosłem kilka nowych doświadczeń. Czy zemsta się powiodła? Tak, powiodła się Śpiący Rycerz zemścił się na mnie bezlitośnie, karząc sromotnie moje ego, mimo, że mogę postawić fajeczkę na zimowym wejściu, to niedosyt widoków i głód spędzenia z tą górą o wiele więcej czasu powoduję, że nie uważam projektu pod tytułem "Giewont zimą" za definitywnie zamknięty.

Tradycyjnie zapraszam do galerii naszych zdjęć:

Pozdr.
Maciek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz