piątek, 28 września 2018

2018.09.22 - Masyw Śnieżnika

Witajcie drogie Dziki!

Śnieżnik chodził mi po głowie już od kilku lat, jednak z powodu sporej odległości od domu, ten piękny region wielokrotnie ustępował wycieczkom w Tatry, czy Beskidy. Człowiek jednak uczy się na błędach, a długo wyczekiwana nagroda smakuje zwykle najlepiej. Dlatego jak tylko pojawiała się okazja postanowiliśmy (ja i moja czcigodna małżonka Anna) nie odkładać po raz kolejny pomysłu na później. 

Wspomniana okazja to wizyta na XXIII Festiwalu Górskim w Lądku Zdroju, z którego to, postaram się w najbliższym czasie zdać osobną relację. Nasz plan obejmował swym zakresem cały weekend, za bazę noclegową wybraliśmy Sienną, urokliwy kurort narciarski, malowniczo położony u podnóży Czarnej Góry. W Siennej zjawiamy się już w piątek wczesnym wieczorem, ogarniamy kolację w miejscowym lokalu (Karczma Puchaczówka), następnie przy browarku planujemy wycieczkę na Śnieżnik.

Przez całą noc pada deszcz, jednak poranek, zgodnie z lokalnym meteo przynosi rozpogodzenie. Pakujemy plecak i po śniadaniu około godziny 10:00 spokojnie wyruszamy w kierunku Czarnej Góry. Tempo mamy spacerowe, nasz plan zakłada powrót w romantycznych okolicznościach zachodzącego za górami słońca.


Początkowo praktykujemy podejście asfaltem, wśród otaczającej infrastruktury narciarskiej, jednak szybko wchodzimy do lasu i średnio stromą kamienistą ścieżką ładujemy wprost na szczyt Czarnej Góry. Po drodze otwieram sobie sesyjną IPA z Chmielologii. Na szczycie zastajemy sporą grupę ludzi, część z nich w świetnych nastojach świętuje czyjeś urodziny, wypijam z nimi toast, życzę 100 lat, następnie oddalamy się w bardziej widokową część szczytu. W temacie widoków warto zauważyć, że wybudowana wieża widokowa na szczycie Czarnej Góry jest obecnie zamknięta z powodu remontu. 



Na odchodne cykamy kilka fotek na skałach i nieśpiesznie oddalamy się grzbietem w kierunku Przełęczy Żmijowa Polana. To, co bardzo rzuca się w oczy to ilość świetnie oznakowanych tras rowerowych. Po tym, co zobaczyliśmy nabrałem dzikiej ochoty na powrót w te strony z rowerem. 

Szlak bardzo łagodnieje, w zasadzie zmienia się w szeroką drogę spacerową, takie warunki sprzyjają degustacji kolejnego piwa, tym razem wybór pada na wyrób lokalnej szkoły warzelniczej - IPA Sudeckie. Za Żmijowcem odsłania nam się panorama Śnieżnika w pełnej krasie. W świetnych humorach ładujemy na Przełęcz Śnieżnicką, gdzie znacząco wzrasta poziom ruchu turystycznego.



 Z przełęczy, szybko dochodzimy do schroniska, które omijamy i w atmosferze pielgrzymki, wraz ze sporą grupą turystów rozpoczynamy średnio strome, kamieniste podejście na szczyt Śnieżnika. Po wyjściu ponad piętro lasu, mimo chmur, otwierają się piękne widoki, co postanawiamy udokumentować kilkoma zdjęciami . Wraz z nabieraniem wysokości bardzo spada temperatura oraz wzmaga się porywisty wiatr, co trochę uprzykrza bytowanie na rozległej kopule szczytowej. Zakładamy na siebie, co tylko możemy i otwieramy kolejne piwko. Tym razem, znów wybór pada na lokalny specjał - "Czarna Góra - Masyw Śnieżnika", całkiem dobrze wchodząca APA uwarzona w browarze Rebelia. Sam szczyt, jak wspomniałem, jest dość rozległy. Znajduje się na nim usypana z kamieni kopułka, na którą można wejść by jeszcze pełniej cieszyć się, dostępnymi ze względu na wybitność góry, okalającymi ją widokami.



Schodząc po śladach, wstępujemy do Schroniska PTTK Na Hali pod Śnieżnikiem. Tracimy tam jednak sporo czasu ponieważ, system zamówień oparty na wydartych z zeszytu karteczkach, przekazywanych z rąk do rąk nie jest w stanie obsłużyć ruchu turystycznego na typowym, dla naszego stulecia, poziomie. Degustujemy kolejne lokalne piwo - "Śnieżnik", jednak obecność słodów pszenicznych powoduje, że nie trafia zbyt celnie swoim aromatem i smakiem w nasze serca. Zamówiony żurek, jak na schroniskowe warunki, to też nie mistrzostwo świata. Posileni, udajemy się z powrotem w kierunku Przełęczy Śnieżnickiej, gdzie odbijamy na szlak prowadzący do Jaskini Niedźwiedziej. Późna pora, powoduje, że gęsto zaludniony wcześniej szlak pustoszeje. Dochodząc do jaskini udaje mi się złapać kilka zdjęć, następnie asfaltem, mijając kolejno, sztuczny odwiert, zwany Źródłem Marianna oraz nieczynną, kopalnie uranu, udajemy się z Kletna do Siennej. Po kilku kilometrach sympatycznej wędrówki wczesnym wieczorem dochodzimy do naszej wioski. Wycieczkę postanawiamy zakończyć kolacją w karczmie Hubertus znajdującej się nieopodal miejsca gdzie mamy nocleg. 

Wycieczka w liczbach, to ok 23km oraz trochę ponad 1000m przewyższenia, na co poświęciliśmy około 8h nieśpiesznego wędrowania. Podsumowując całą wycieczkę uważam ją za niezwykle udaną. Barwy jesieni w połączeniu z sielankową atmosferą regionu sprawiają, że każdy włożony wysiłek zwraca się wielokrotnie w postaci relaksu i wypoczynku jaki daje bytowanie w tej malowniczej okolicy. 

Tradycyjnie zapraszam do galerii zdjęć:


Pozdrawiam,
Maciek


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz