sobota, 10 listopada 2018

2018.11.07-08 - Worek Raczański

Witajcie drogie Dziki,

Tradycyjnie, jak co roku, postanowiłem, razem z moją czcigodną małżonką Anią spędzić naszą kolejną rocznicę ślubu w Beskidach. Pogoda jak na listopad wręcz idealna, złota polska jesień w pełni, zatem za nasz cel obieramy dokończenie zeszło-rocznicowego projektu, czyli  tzw. Worek Raczański, tym razem od strony Wielkiej Raczy, z planowanym, jak poprzednio noclegiem, w uroczym schronisku na Przełęczy Przegibek.

W tym roku postanawiam wybrance mojego serca, wywindować poziom wrażeń jeszcze wyżej, co zapewnić ma butelka dobrego, chilijskiego Cabernet sauvignon  oraz własnoręcznie przygotowany  dzień wcześniej, z soczystej wołowiny Boeuf Stroganow. Celem zrównoważenia ilości francuskich akcentów, do plecaka, standardowo, dopakowuje kilka butelek wyśmienitych IPA.

Wyruszamy dosyć późno, bo około 8:00 godziny, ale mimo bardzo krótkiego dnia, zakładamy że niezbyt długą, około 16 kilometrową trasę, uda pokonać się w blasku słońca. W poprzednią rocznicę, dochodziliśmy do schroniska na Przegibku doświadczając przepięknego zachodu słońca. Nie ukrywam, że taki sam spektakl chodził mi po głowie i tym razem...

W Rycerce Koloni zjawiamy się tuż po godzinie 10:00. Renatkę zostawiamy na świetnie zorganizowanym parkingu, zlokalizowanym tuż przy szlaku na Wielką Raczę. Warto podkreślić, że ów parking jest wyasfaltowany, ogrodzony oraz wyposażony w miejsce biwakowe i toalety, a do tego całkowicie darmowy. 




Wędrówkę zaczynamy niezbyt stromym spokojnym podejściem, by po około 1:20h w promieniach słońca przywitać świeżo wyremontowane schronisko na Wielkiej Raczy. Z uwagi na fakt, że oprócz wspomnianej kolacji, nie zabraliśmy zbyt wiele prowiantu, a z domu wyszliśmy właściwie bez śniadania, w schronisku ordynujemy sobie po żurku, a następnie w akompaniamencie butelczyny West coast IPA  odwiedzamy wieżę widokową na szycie Raczy. Tego dnia z wieży można było zrobić użytek, panorama wymalowana jest kolejnymi pasmami górskimi. Doskonale widać Małą Fatrę, Niżne Tatry, Tatry, Beskid Żywiecki i Śląski.





W świetnych nastrojach, podśpiewując kolejne wersy rymowanki:

"..A w rocznicę, a w rocznicę, 
mąż mnie zabrał za granicę.."


Opuszczamy Raczę i udajmy się w kierunku Przełęczy pod Orłem. Po drodze spotykamy grupkę fascynatów MTB, z którymi wymieniamy zdawkowych kilka zdań. Docierają do nas coraz wspanialsze widoki, piwo rozlewa się w krwiobiegu przyjemnym rauszem, nasze nastroje zwyżkują  w zakresy ocierające się o euforię. Szybko dopisujemy kolejne kilometry do przebytego dystansu wycieczki, czego dowodem jest majaczący w oddali budynek schroniska na Wielkiej Raczy oraz coraz wyraźniej widoczny, okazały, niemal 24 metrowy, krzyż milenijny na Bendoszce Wielkiej.




Poprzez Przełęcz Śrubita, Jaworzyne i Kikulę docieramy do Przełęczy Przegibek, gdzie zastajemy otwierający się dla nas romantyczny, okraszony feerią barw, spektakl zachodu słońca nad masywem Wielkiej Raczy. Poświęcamy chwilę na tradycyjne selfie, a następnie, ze względu na spadającą temperaturę i uczucie ssania w trzewiach pośpiesznie ładujemy do pobliskiego schroniska.





Po standardowej procedurze logowania w praktycznie wyludnionym schronisku, zostawiam Małżonkę w towarzystwie jedynych napotkanych turystów, którymi okazuje się być trójka miłych ludzi ze Śląska w trochę starszym od nas wieku. Sam natomiast udaję się na zewnątrz w celu podgrzania przyniesionego na rocznicową kolację Stroganowa. Cała operacja nie zajmuje mi wiele czasu i już po chwili raczymy się pyszną wołowiną okraszoną doskonałym wytrawnym winem.





Po kolacji, przy użyciu przyniesionego piwa oraz miejscowego Portera, kontynuujemy integrację z nielicznymi, świeżo poznanymi ludźmi oraz poznanym w zeszłym roku kotem, który dzieli z nami tej nocy przegibkowe schronisko. Proceder trwa do późnych godzin wieczornych, co skutkuje dość późną pobudką dnia następnego, okołopołudniowym śniadaniem, a właściwie wczesnym obiadem, po którym wyruszamy w kierunku Rycerki Koloni. Pogoda wciąż dopisuje, pozostałości porannego kaca szybko mijają, co pozwala w pełni cieszyć się lekkim zejściowym szlakiem, na którym jedyną trudnością jest spory wiatrołom, zmuszający nas cyklicznie do odrobiny gimnastyki.





Po niecałych 5 kilometrach i około półtorej godzinie, w rozleniwiającym tempie dochodzimy do parkingu, gdzie pozostawiliśmy naszą Renatę. Pakujemy się do samochodu i w poczuciu lekkiego zawodu i nadziei na powrót w przyszłym roku opuszczamy malownicze okolice Worka Raczańskiego. Dwudniową wycieczkę uznajemy za niezwykle udaną, nie tylko ze względu na wyjątkową, jak na tą porę roku, przyjazną aurę, ale też dzięki poczuciu wyludnienia i lekkiej alienacji, która pozwoliła nam pobyć ze sobą tylko we dwoje. Kilka mniej, lub bardziej zaplanowanych akcentów podnoszących poziom romantyzmu pozwoliło podbić epicką atmosferę świętowania naszej małej rocznicy. W liczbach wycieczka zamyka się w około 20 kilometrach marszu i około 800 metrach przewyższenia. Świetna infrastruktura w postaci dobrego parkingu oraz dwóch schronisk PTTK stanowi dobrą podstawę pod budowę udanej wycieczki.

Tradycyjnie zapraszam do galerii naszych zdjęć:
https://photos.app.goo.gl/SHsbiYTXsnaABwsE7

Pozdro.,
Maciek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz